piątek, 30 maja 2014

ROZDZIAŁ 16


~Louis~

Minął tydzień od narodzin Kevina i zaśnięcia Leny. Najgorsze 7 dni mojego życia.
Podpisałem papiery pozwalające wypisać mojego małego synka ze szpitala. Już wszystko z nim w porządku, więc lekarze pozwolili zabrać go do domu. Dostałem listę odpowiednich leków i odpowiednim mlekiem dla wcześniaków.
- Jedziemy do domku Kevinku. Musimy przygotować wszystko dla ciebie i mamusi. Pomożesz mi przystojniaku? - delikatnie musnąłem palcem czubek jego nosa i umocowałem jego leżankę w samochodzie. Uśmiechnąłem się do malca przez łzy.
Lena czytała od groma książek o wychowaniu i pierwszych latach dzieci. Wiedziałem tylko tyle, że powinienem zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa i nie pokazywać negatywnych emocji.
Jadąc do domu myślałem o wczorajszym przyjeździe matki.

Dzień jak co dzień. Siedziałem przy Lenie. Lekarz poinformował mnie, że z Kevinem wszystko w porządku, że mogę go zabrać do domu. Tylko, że ja nie mam domu, bez Leny to tylko kilka ścian. "Musisz sobie dać radę. Będziesz dobrym ojcem"- powtarzałem w myślach. Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu.
- Louis? - odwróciłem się słysząc znajomy, ciepły głos.
- Mamo! - rzuciłem się w jej objęcia. - Dobrze Cie widzieć!
- Czemu nic mi nie powiedziałeś? Nie odbierasz telefonów. Przyjechałabym wcześniej jakbym wiedziała.
- Przepraszam...
- Jak się trzymasz?
- Tak jak widać - rozłożyłem ręce.- Chodź za mną - ruszyliśmy do sali z leżanką w której spał Kevin.
Kobieta zakryła usta na widok malucha.
- Jest śliczny - powiedziała.- Podobny do ciebie.
- Jutro zabieram go do domu - uśmiechnąłem się blado.
- Może już zapomniałeś, że twoja mama zawsze myśli o dwa kroki do przodu, ale rozmawiałam z lekarzem. Lena nie musi leżeć w szpitalu. Można ją zabrać do domu, jeśli tylko będzie miała odpowiedni sprzęt, posłanie i regularną opiekę pielęgniarki - zaniemówiłem.- Mając ją blisko będzie nam łatwiej zająć się Kevinem.
- Nam?
- Przyda ci się moja pomoc, wprowadzam się do ciebie dokupi wszystko się nie ułoży.
- Kocham Cię! - przytuliłem się do niej. Normalnie zdenerwowałbym się, że podejmuje jakąkolwiek decyzje bez mojej zgody, ale nie teraz. Miała racje, nie poradziłbym sobie całkiem sam.

~♥~

Wszedłem do domu. Nikogo nie było.
- Popatrz Kevinku, tutaj mieszkał tatuś i mamusia z przyjaciółmi, wiesz? Bo ja jestem piosenkarzem i będę ci teraz codziennie śpiewał na dobranoc, co ty na to? - uśmiechnąłem się do malucha nie licząc na reakcję z jego strony. - A teraz pójdziemy się spakować, bo będziemy mieszkać w nowym domku. Cieszysz się?
  Wszedłem schodami na górę nadal mówiąc do chłopca. W naszej sypialni zupełnie nic się nie zmieniło. Położyłem go na łóżku, po czym wyjąłem walizki i zacząłem pakować do nich najważniejsze rzeczy. Zatrzymałem się na chwilę przy zdjęciu, które stało na komodzie. Byłem na nim razem z Leną. To było po wygranym castingu Leny do jej pierwszej reklamy. Szczęśliwi, zakochani, niepokonani... Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu i niespodziewanie wypuściłem ramkę z rąk. Szkło rozsypało się po podłodze robiąc przy tym dużo hałasu. Kevin przestraszył się i zaczął płakać.
- Już cichutko, przepraszam - podbiegłem do niego i wziąłem na ręce, delikatnie kołysząc. - Nic się nie stało. Tata jest po prostu idiotą - głaskałem go delikatnie po główce co jakiś czas całując go w nią.
- Louis? - w drzwiach stanął Niall.
- Myślałem, że nikogo nie ma - mruknąłem.
- Spałem. Coś się stało? Hej Kev, nie płacz - posmyrał go delikatnie po brzuszku. - Mogę?
- Jasne - podałem mu malucha, a ten się uspokoił. - Co ty tak właściwie robisz? - wskazał głową na rozłożone walizki.
- Pakuję się - wzruszyłem się i wróciłem do przerwanego zajęcia.
- Po cholerę?!
- Słownictwo! - skarciłem go wzrokiem.
- Sorki... A więc?
- Mówiłem wam przecież, że jak Lena urodzi to się wyprowadzamy.
- Tylko, że nie uważasz, że sytuacja się trochę skomplikowała. Sorry Lou, ale jak ty sobie to wyobrażasz? Powiedzmy sobie szczerze nie dasz sobie rady sam. Nie masz doświadczenia.
- Mama przyjechała do Londynu. Pomoże mi. Nie chcę wam siedzieć na głowie. Macie swoje życie i swoje problemy, nie potrzebne wam jeszcze moje.
- Nie no zaraz nie wytrzymam - na jego twarzy widziałem rosnącą wściekłość. - Tomlinson jesteśmy przyjaciółmi! Jakie siedzieć na głowie? Jesteśmy jak bracia!
- Tak będzie mi łatwiej, zrozum...
- Ech... A jak się trzymasz?
- Tak jak widać. Kiepsko, ale daję radę - wzruszyłem ramionami. - Jakbyś mógł przekazać Paulowi, że potrzebuję urlop... Nie wiem ile. Na razie niech będzie ojcowski, później się zobaczy.
- A co z trasą? Co powiesz fanom?
- Dacie radę beze mnie. Nie każ mi wybierać, proszę. Wiesz, że kocham ich jak rodzinę, ale Kevin i Lena są ważniejsi. Nie zostawię małego samego wiedząc, że Lena jest w śpiączce. A na życie w trasie jest zdecydowanie za mały…
- Rozumiem. Jesteśmy z Tobą, stary.

~♥~

Męczy mnie hipokryzja relacji z Harrym. Niby jesteśmy przyjaciółmi, a zachowujemy się jak para. Tylko on trzyma mnie w tej grupie tanecznej. Gdyby nie ten układ do ‘Half a heart’ już dawno bym zrezygnowała. Z grupą Danielle niedługo zaczniemy się przygotowywać do następnego teledysku. Znowu ta sama bieganina, wyjazdy. Za miesiąc trasa chłopaków, na którą też mam jechać… To wszystko mnie przerasta. Ciekawe czy Harry zachowywałby się tak samo w stosunku do mnie gdyby nie ten porąbany układ taneczny. 5:45 Ech… kolejna zarwana nocka. Zaczyna mnie męczyć ta moja bezsenność. Spróbuję jeszcze zasnąć. Umówiłam się dzisiaj z Dan na śniadanie. Muszę wreszcie się komuś zwierzyć…

~Pamiętnik M.

~♥~

- Dani! – pomachałam do dziewczyny przy drzwiach. Uśmiechnęła się do mnie o podeszła do stolika. – wyglądasz kwitnąco!
- Tak się czuję!  - wyszczerzyła się jeszcze bardziej i wyciągnęła do mnie swoją zgrabną dłoń. Ujrzałam na niej pierścionek z diamentem. Piękny i skromny. Idealny dla Peazer.
- Kiedy? – niedowierzałam.
- Wczoraj wieczorem. Poszliśmy na kolację. Payne strasznie się denerwował, nie był sobą. Później powiedział mi, że sytuacja Leny i Louisa uświadomiła mu, że życie jest zbyt kruche i za długo już z tym zwlekał. Następnie uklęknął przede mną i wypowiedział to magiczne zdanie. Zwierzył mi się, że nosił ten pierścionek przy sobie dwa lata. Bał się, że się nie zgodzę – zachichotała.
- Tak się cieszę!
- Dobra, koniec tego – nagle spoważniała. – Mów co się dzieje. Widzę, że jesteś przygnębiona – złapała mnie za rękę.
- Harry… - westchnęłam. Opowiedziałam jej o naszym ostatnim treningu bokserskim, pocałunku. – No i teraz niby zachowujemy się jak para, ale jesteśmy przyjaciółmi. Nie wiem co o tym myśleć. Boję się, że on się tak zachowuję ze względu na zespół. Wiesz ten nasz układ i w ogóle… Najchętniej rzuciłabym to wszystko w cholerę.
- Porozmawiaj z nim szczerze. Znam go już dość długo. Jest inteligentny, ale powiedzmy sobie szczerze, to nadal jest samiec. Myśli, że jesteście parą. Nie wpadnie na to, że dla Ciebie jest to bardziej skomplikowane. Jeśli uświadomisz go o swoich wątpliwościach wszystko się wyjaśni i będzie dobrze, zobaczysz – uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Może masz rację…
- Pewnie, że mam. A teraz chodź coś zamówimy. Umieram z głodu! – zaśmiała się i poprosiła kelnera.

__________________________________
SIemakooo !

Jak taam żyjecie? Jak ocenki? Heh... Nie wiem jak wy ale ja nie mogę uwierzyć, że już za miesiąc wakacje ♥
Wesołego dnia dziecka w niedziele ♥

Hanikkk :)

sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ 15


~Harry~

Po pewnym czasie Michalina zaczęła robić wszystko perfekcyjnie. Nie mogłem oderwać od niej oczu! Te pełne gracji ruchy, subtelne spojrzenia i idealnie umięśnione ciało. Już wiem czemu mi to przy niej nie wychodzi! Jakby zahipnotyzowała mnie tym swoim wdziękiem!
Po skończonej próbie poszliśmy zmęczeni do wspólnej szatni. Sięgnęliśmy po butelki z wodą.
- A gdybym tak Cie oblał?
- To byłabym na Ciebie zła i mokra- skwitowała spokojnie, biorąc kolejnego łyka.
- Zaryzykuje- rzuciłem dość pewnie i w tym samym momencie przechyliłem jej butelkę.
- Harry! Idioto! - wrzasnęła i oblała mnie resztą wody.
- Ej! To miało działaś w jedną stronę!- zaśmiała się widząc jaki jestem mokry.- Ja Ci dam! - podniosłem ją.
Odruchowo zaczęła się szarpać i wołać bym podstawił ją na ziemi.
- I co teraz zrobisz Ślicznotko? - rzuciłem przypierając ją do ściany śmiejąc się szyderczo. Blondynka śmiała się wierzgając na wszystkie strony by się uwolnić.
Nagle otworzyły się drzwi i stanęły w nich prawie wszystkie dziewczyny z grupy.
- Patrzcie, już nawet publicznie się migdalą - rzuciła z pogardą Ruda.
Szybko postawiłam Miśke. Zarumieniła się i speszyła.
- Zazdrościsz? - odpowiedziałem podobnym tonem.
- Widząc jaki masz fatalny gust raczej nie mam czego.
- Przepraszam, co? - spojrzałem na nią jak na idiotkę. - Nie dorastasz Michalinie do pięt! I niestety nic z tym nie zrobisz, bo ryja nie zmienisz.
- O nie! - zapiszczała. - Najjaśniejszy Pan Styles mnie obraził! Co ja teraz zrobię! Może tak jak nasza kochana Misia wejdę do łóżka jakiejś rozpieszczonej gwiazdeczce i będzie mnie bronił?! Albo może pójdę się pociąć?! Tak! To jest to! Pójdę i się potnę, bo mamusia mi nie powiedziała, że świat nie jest kolorowy! O ja biedna! - ukryła twarz w dłoniach i udawała, że płacze. Zacisnąłem pięść ledwo co się powstrzymując. Nie uderzę kobiety! Nawet jeśli jest taką suką. Spojrzałem na blondynkę. Stała z szeroko otwartymi oczami, w których zbierały się łzy. Ta tylko na mnie spojrzała, rzuciła smutne spojrzenie i wybiegła z garderoby.
- Michalina! - krzyknąłem za nią, lecz już mnie nie usłyszała.
Z potrzeby rozładowania napięcia uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę, wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na zdezorientowane dziewczyny. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem. Gotowało się we mnie. Jak ona mogła to powiedzieć? Niewiele myśląc pojechałem do domu w nadziei, że będzie tak Michalina. Gdy tylko stanąłem na podjeździe zobaczyłem dziewczynę otwierającą drzwi. Wysiadłem z samochodu i wszedłem do mieszkania.
– Miśka! – cisza. – Gdzie jesteś? – znowu nic.
Zacząłem się denerwować i pędem ruszyłem do jej pokoju mając złe przeczucia. Niestety nikogo tam nie zastałem. Nerwowo skierowałem się do łazienki. Szarpnąłem za drzwi. Zamknięte.
– Miśka otwórz! – krzyknąłem. Na nic. – Cholera, jeśli zaraz nie otworzysz, to wywarzę te zjebane drzwi! – waliłem z całej siły pięściami. Bałem się. – Dobra, liczę do trzech! Raz… Dwa… Trzy – i w tym momencie całym swoim ciałem naparłem na drewnianą powłokę w wyniku czego dostałem się do pomieszczenia.
 Koło wanny siedziała zapłakana dziewczyna z żyletką w drżącej dłoni. Na szczęście nie zrobiła jeszcze żadnego nacięcia.
– Skarbie! Obiecałaś mi coś – usiadłem obok, delikatnie wyjąłem metalowy przedmiot z jej dłoni odkładając go jak najdalej i przytuliłem dziewczynę do siebie.
Ta wybuchła płaczem. Powtórka z rozrywki… Pomyślałem. Ech… A już myślałem, że to za nami.
 – Kochanie, spójrz na mnie – podniosłem jej podbródek, by spojrzeć w te piękne oczy. – Jestem przy tobie, tak? Nie przejmuj się nimi. One ci po prostu zazdroszczą talentu, urody. Wszystkiego – wytarłem kciukami jej mokre policzki. – A teraz pójdziesz po jakiś dres i wygodne buty sportowe. Znam o wiele przyjemniejszy sposób na rozładowanie emocji i bólu – wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, którą niepewnie chwyciła.

~Miśka~

Gotowa do wyjścia czekałam na dole na Harrego. Po chwili już wsiadaliśmy do jego samochodu.
- Gdzie my tak właściwie jedziemy? – spytałam nie za bardzo rozpoznając drogę.
- Niespodzianka – mrugnął do mnie. Cicho fuknęłam. Nie lubię niespodzianek! Po piętnastu minutach drogi byliśmy już na miejscu. – Madame – otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Wziął nasze torby i ruszyliśmy do budynku, który jak się okazało jest siłownią.
- Nie można było tak od razu? – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.
- Co tam mówisz? – uśmiechnął się. Widać humor mu się znacznie poprawił.
- Nic, nic…
- Zaczekaj tutaj chwilkę, jak kupię wejściówki – postawił obok mnie torby i ruszył do recepcji. Cały czas go obserwowałam. Zauważyłam, że chyba flirtuje z kobietą za ladą. Od razu poczułam się zazdrosna. No tak, przecież nie mogę nic dla niego znaczyć. Jestem tylko zwykłą dziewczyną z Polski. Po kilku długich minutach chłopak był z powrotem  obok mnie. Wstałam i razem ze swoją torbą ruszyłam w stronę wejścia na siłkę.
- Eghm! – odkaszlał Styles. – Nie w tą stronę. My idziemy tutaj – wskazał ręką na drzwi do sali treningowej nad drzwiami, której widniał wielki napis BOKS.
- Tak, tak. Bardzo śmieszne – mruknęłam.
- Tylko, że ja jestem śmiertelnie poważny. Poćwiczymy trochę. Wyżyjemy się. Nie ma nic lepszego niż przywalenie komuś, albo czemuś – znowu puścił mi oczko.
- Tylko jest mały problem, Kochaniutki – podeszłam do niego bliżej. – Ja nie jestem facetem. Nie jarają mnie bójki. Wolę pobiegać – uśmiechnęłam się słodko.
- Nie daj się prosić. Przynajmniej spróbuj. Jeśli się nie zrelaksujesz, to pójdziemy na bieżnie, ok? – zastanowiłam się chwilę. A co tam. Raz się żyje.
- Niech będzie – mruknęłam i weszłam do szatni. Po godzinnej rozgrzewce stałam razem ze Stylesem przed wielkim workiem treningowym. – Poddaję się – usiadłam zrezygnowana po nieudanych próbach pobicia tego czerwonego czegoś.
- Chodź pokarzę ci – pomógł mi wstać i stanął za mną tak, że nasze ciała się stykały. Pod wpływem jego dotyku poczułam przyjemny dreszcz. Delikatnie objął mnie chwytając za ręce. – Rozluźnij się – szepnął mi na ucho. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem cała napięta. Zgodnie z jego poleceniem rozluźniłam mięśnie. Po chwili razem z chłopakiem biłam worek. – Całkiem nieźle – szepnął zmysłowo i pocałował moją szyję. Odchyliłam głowę, dając mu znak, żeby nie przestawał. Pod wpływem chwili odwróciłam się do niego i delikatnie musnęłam jego usta.
- Dziękuję – szepnęłam. – Czuję się o wiele lepiej – przygryzłam wargę spoglądając w jego cudowne, zielone oczy. Jego wzrok spoczywał jednak raz na moich ustach, a raz na oczach. Po chwili pochylił się i znowu złączył nasze wargi. Pewnie oddałam pocałunek. Nie bardzo wiedząc co zrobić z rękami, które były w wielkich rękawicach, objęłam go delikatnie w tali.


~Harry~

 Przerwał nam dźwięk mojego dzwoniącego telefonu. Niechętnie oderwałem się od blondynki, uśmiechając się przepraszająco. Wyjąłem urządzenie i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak?
- Harry? Tu Jay – usłyszałem głos mamy Tomlinsona. – Przepraszam, że Cię niepokoję, ale nie mogę się od wczoraj dodzwonić ani do Louisa, ani do Leny. Trochę się martwię, bo zawsze przynajmniej jedno odbierało.  Mógłbyś mi powiedzieć co się stało? – spytała błagalnym tonem.
- Lena urodziła. Masz wnuka.
- To wspaniale! – ucieszyła się. – Ale czy to nie za wcześnie? I co to ma za związek z tym, że nie odbierają telefonów? – spytała totalnie zdezorientowana.
- I tu właśnie zaczynają się schody… Lena po porodzie zapadła w śpiączkę farmakologiczną. Lou jest załamany. Nie odstępuje jej na krok. Do nikogo się nie odzywa. Rozmawia tylko z nią. Chociaż jest to raczej jego monolog.
- Boże – szepnęła. – A co z dzieckiem?
- Trzymają go w inkubatorze. Lou co jakiś czas idzie na kilkanaście minut popatrzeć na niego. Za kilka dni mają go wypisać.
- Dziękuję Harry, że mi powiedziałeś. A jeszcze mógłbyś mi powiedzieć, w którym szpitalu ona leży? – spytała na co podałem jej odpowiedni adres. – Jeszcze raz dziękuję, do zobaczenia – i się rozłączyła.


____________________________

Siemka!
Przepraszamy, że rozdział dodajemy z takim opóźnieniem. Mały przystuj weny i dużo szkolnych obowiązków związanych z poprawami to jedyne co nas tłumaczy. Przepraszamy! ♥
Zachęcamy do komentowania :)

Best wishes♥
Jultek ^^

piątek, 9 maja 2014

ROZDZIAŁ 14


~Miśka~

Atmosfera była bardzo napięta. Lou krążył po korytarzu i mamrocząc coś pod nosem wyrwał włosy z głowy. Niall, Liam i Zayn poszli na dół do kawiarni po kawę. Natomiast ja siedziałam wtulona w Harrego i płakałam.
- To wszystko moja wina - wtuliłam się mocniej w chłopaka.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze - szeptał mi we włosy. Głupie słowa. Gdyby nie ja, Lena siedziałaby teraz na tapczanie przed telewizorem i oglądała jakieś głupie seriale. Ale nie oczywiście musiała przyjechać Michalina i zadręczać ją swoimi problemami. Po piętnastu minutach oczekiwania z sali wyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi.
- Doktorze? - spytał z nadzieją Tommo. Czułam jakby minęła wieczność zanim starszy mężczyzna w kitlu się odezwał.
- Sytuacja opanowana - kamień spałd mi z serca. - Niestety pojawiły się pewne komplikacje.
- Jak to? - znowu można było zauważyć strach w oczach.
- Organizm pacjentki jest bardzo osłabiony po porodzie w związku z czym pani Lena zapadła w śpiączkę farmakologiczną - powiedział to nadwyraz spokojnie.
- Kiedy ją wybudzicie?
- Niestety nie mamy na to wpływu. Wszystko zależy od pacjentki. Organizm musi się zregenerować, odzyskać siły.
- Ile to potrwa?
- Trudno mi powiedzieć. Niektórzy budzą się po tygodniu, miesiącu, roku, a niektórzy... - zawiesił głos, jakby bał się to powiedzieć. - wcale. Ale bądźmy dobrej myśli, panie Tomlinson - uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Czy możemy coś zrobić? - spytał Harry.
- Proszę dużo z nią rozmawiać. Może to brzmi śmiesznie, ale proszę mi wierzyć, czasami to pomaga. Niestety nie mogę nic państwu obiecać - już miał odchodzić, kiedy Lou znowu zabrał głos.
- A co z moim synem?
- Z dzieckiem wszystko w porządku. Zostało przeniesione do inkubatora i ma robione podstawowe badania. Ze względu na to, że jest wcześniakiem będzie musiał być przez tydzień góra dwa w szpitalu.
- Mogę go zobaczyć? - spytał z nadzieją.
- Jeśli tylko będzie to możliwe powiadomimy o tym Pana. Jak na razie może pan wejść do narzeczonej - uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł. Tomlinson szybko skierował się do sali gdzie leżała Lena. Postanowiliśmy dać im chwilę prywatności i usiedliśmy z powrotem na krzesłach.
- Trzeba powiadomić mamę Leny... - mruknęłam wtulona w Stylesa.
- Ja to zrobię. Tylko trochę później - chyba wiedział, że ja nie dam rady. Po chwili wrócili chłopcy z ciepłymi napojami.
- Gdzie Lou? Co z Leną? - spytał Liam, podając mi kawę. Grzecznie podziękowałam, a Styles zaczął przedstawiać im zaistniałą sytuację.

~Louis~

Wszedłem do sali i zobaczyłem ją leżącą na łóżku. Wyglądała jakby tylko spała. Jakby zaraz miała się obudzić, uśmiechnąć. Podszedłem do niej i delikatnie ucałowałem jej czoło.
- Cześć, Kochanie - usiadłem na krześle chwytając jej delikatną dłoń. - Obudź się. Mamy synka, jeszcze go nie widziałem. Robią mu teraz jakieś badania. Lena, Skarbie wstań. Proszę - zero reakcji. Boże, przecież ten cały doktor wyraźnie powiedział, że zapadła w spiączkę. Chyba dopiero teraz to do mnie dotarło, bo momentalnie rozpłakałem się jak dziecko. Gładziłem jej rekę i co chwila całowałem. - Nie rób mi tego, obudź się. Mam dla Ciebie prezent. Kupiłem dla nas dom. Mieliśmy się tam wprowadzić zaraz po tym jak urodzisz. To miał być nasz mały, prywatny kącik. Wszystko urządziłem. Powinno ci się spodobać. Perrie mi pomagała. No i trochę chłopaki. Lena, nie rób mi tego. Kocham Cię bardzo, proszę nie zostawiaj mnie - łzy kapały na białą pościel i jej kruche ciało.
Nie wiem ile już tu siedziałem. Godzinę dwie, może trzy? Usłyszałem ciche pukanie. Odwróciłem się i ujrzałem Loczka cicho wchodzącego do pomieszczenia.
- Lou, chodź zbieramy się. Nie obraź się ale wyglądasz okropnie. Jest już późno. Wrócimy do domu, weźmiesz prysznic, prześpisz się. Dobrze ci to zrobi. A jutro z samego rana przyjedziemy. Rozmawiałem z lekarzem. Jeśli tylko coś się zmieni zadzwoni.
- Nigdzie nie jadę - powiedziałem twardo z powrotem patrząc na 'śpiącą' brunetkę.
- Tommo - jęknął.
- Zostaw mnie - warknąłem. Usłyszałem westchnienie i skrzypienie drzwi. Wyszedł.

~Harry~

Wątpię by ktokolwiek spał dzisiejszej nocy spokojnie. Paul odwołał nam wywiad i gdyby nie fakt, że musimy z Miśką nadrobić zaległości związane z choreografią to pewnie przeleżałbym cały dzień w łóżku.
Paskudne uczucie. Przyjaciółka nie nawiązuję żadnego kontaktu z rzeczywistością, a najlepszy przyjaciel wypłakuję sobie oczy. Najgorsze w ty wszystkim jest to, że nie mogę z tym nic zrobić. Zszedłem na dół. Liam i Niall pili kawę.
- Hej - mruknąłem ziewając.
- Zrobiłem śniadanie. Chcesz to jedz - powiedział Niall wskazując w stronę kuchni.
- Korzystaj z okazji. Szybko może się to nie powtórzyć. Horan robiący śniadanie to rzadkość - zaśmiał się ponuro Liam i dostał od Irlandczyka po głowie.
- Że wam się jeszcze żarty trzymają - mruknąłem kąśliwie.
- Harry, dobrze wiesz, że również martwimy się o Lenę i Lou. To też nasi przyjaciele. Ale zachowujemy się jakby co najmniej umarła. Niedługo się obudzi i wszystko wróci do normy - podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach.
- Sorry, przesadziłem. To przez to, że nie mogłem spać. Nie chciałem - przetarłem twarz dłońmi, ciężko wzdychając. Chłopcy uśmiechnęli się tylko pokrzepiająco. Chwilę później do kuchni zeszła Miśka. Wyglądała nawet gorzej ode mnie. Podkrążone i czerwone oczy od płaczu, rozciągnięty podkoszulek i włosy odstające na wszystkie możliwe strony. Na twarzy malował się smutek i poczucie winy.
- Cześć - mruknęła.
- Jak się czujesz? - przytuliłem ją mocno, głaszcząc po włosach.
- Okropnie - powiedziała w moją koszulkę i poczułem, że robi się mokra od łez dziewczyny.
- Ej, nie płacz - uniosłem jej głowę i odgarniając włosy wytarłem wilgotne policzki a następnie ucałowałem w czoło.
- Wujek Horan serwuje dzisiaj tosty z nutellą i pyszną kawę. Siadajcie zaraz wam naszykuję - tak jak prosił, tak też zrobiliśmy. Po chwili przed nami stały pełne talerze.
- Najedz się, musisz mieć dużo siły. Przed nami ciężki dzień - zachęciłem ją, widząc, że krzywo patrzy na jedzenie. - Proszę, zrób to dla mnie - ostatecznie chwyciła pierwszego tosta i ugryzła. Po piętnastu minutach siedzieliśmy już w samochodzie z zapakowanym śniadaniem dla Tomlinsona i rzeczami na zmianę.

~♥~

Weszliśmy do sali. Z jednej strony łóżka siedziała jej mama, natomiast z drugiej Lou. Miałem wrażenie, że odkąd zostawiłem go wczoraj wieczorem tutaj nie ruszył się nawet o milimetr. Oboje milczeli.
- Dzień dobry - przywitaliśmy się, a kobieta tylko lekko się uśmiechnęła. Od razu było widać, że się martwi. Miśka natychmiast podeszła do przyjaciółki.
- Cześć Lena - powiedziała łamiącym głosem. - Przepraszam - ucałowała ją w czoło. Podszedłem do niego kładąc rękę na ramieniu. Zero reakcji.
- Przyniosłem ci coś na zmianę. Powinieneś się odświeżyć. Mamy też śniadanie. Tosty z nutellą, twoje ulubione. I kawę. Tej z automatu na dole nie da się pić – znowu cisza. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na kobietę obok.
- Jak przyszłam, tylko na mnie spojrzał. Zareagował tylko jak poprosiłam, by pokazał mi wnuka – szepnęła.
- Proszę niech się pani częstuje. Starczy dla wszystkich – podała kobiecie termos i tosty.
- Lou, pokażesz mi mojego chrześniaka – zapytałem licząc na jakąś reakcje. Bez słowa wstał i skierował się w stronę drzwi. Podążałem za nim. Podczas drogi nic się nie odezwał ani słowem. Dopiero kiedy znaleźliśmy się przed wielką szybą z widokiem na inkubator z noworodkami.
- Pierwszy z prawej – wpatrywał się w niego. Mimo iż cieszył się z potomka, czuł też ogromy ból. Spojrzałem na malca. – Lekarze stwierdzili, że miał bardzo dużo szczęścia. Za kilka dni go wypiszą.
- A jak będzie miał na imię?
- Kevin… Tak jak chciała Lena – dodał po chwili ciszy i znów z jego oczu popłynęły łzy.
- Chodź do mnie, Stary – przytuliłem go mocno. – Zanim się obejrzysz Lena się obudzi i stworzycie cudowną rodzinę – poklepałem go po plecach.

~Miśka~

- Co to ma być?! Skupcie się! – nie pierwszy raz już dzisiaj wydarł się na nas choreograf. – Harry, robisz trzy kroki do przodu, po czym odwracasz się do Miśki. Tego nie można spieprzyć! Michalina, jesteś strasznie rozkojarzona! Rozumiem, problemy osobiste, ale do cholery udowodnij, że jesteś profesjonalistką i potrafisz oddzielić życie prywatne od pracy! Jeszcze raz! -  
 Starałam się jak mogłam, by udowodnić, że potrafię. Tylko to nie jest takie proste. W pewnym momencie pomyślałam, żeby sobie odpuścić, ulżyć. Jednak, gdy tylko spojrzałam na Harrego, wiedziałam, że bym go zraniła zbyt mocno i wszystkie myśli związane z żyletką poszły w niepamięć.

________________________________________

Hejj ;)


Jak się macie? Wy też zaczęliście w szkole okres popraw? U nas jakaś masakra...
Jak wam się rozdział podoba?
Trochę szkoda, że mało komentarzy ;c Mam nadzieję, że to nie jest spowodowane utratą czytelników przez nasz mały 'urlop'?

Całuję Hanikkk ♥

piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 13

~Harry~

Podczas drogi rozmowa cały czas nam się ciągnęła. Doszedłem do wniosku, że jej promienny uśmiech to najpiękniejsze co w życiu widziałem. Cały czas jednak myślałem jak zaproponować by z nami zamieszkała. Demi mówiła, że nie powinienem jej stawiać przed faktem dokonanym i po prostu ją podwieź pod nasz dom. Zniszczyła mój tok myślenia.
Zatrzymałem się pod jej domem. Zza okna chyba wyglądała Ruda.
- Miśka... - zacząłem zanim odpięła pasy.
- Hmmm? - zwróciła się w moją stronę.
- Naprawdę chcesz z nią mieszkać? - wskazałem głową na dziewczynę, która bacznie nam się przyglądała popalając fajkę. - Wiem, że się z nią męczysz...
- Czy to ma jakieś znaczenie? Harry, nie stać mnie by wynajmować mieszkanie w Londynie samej. No chyba, że bym przestała jeść - ostatnie zdanie mruknęła pod nosem.
- Ale nikt ci nie każe wynajmować mieszkania i to jeszcze samej - wyszczerzyłem się.
 - Nie rozumiem do czego zmierzasz...
- Przecież możesz zamieszkać ze mną, znaczy z nami - poprawiłem się od razu.
- Nie - powiedziała twardo.
- Dlaczego?
- Ponieważ uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, Harry. Lena zaraz urodzi. Będziecie mieli się kim zajmować. Po za tym nie potrzebuję niańki. Dam sobie radę.
- To jedyny powód? Miśka, nie bądź śmieszna. Zgódź się. Co ci szkodzi? Obiecuję, że będzie ci u nas lepiej niż z Rudą - westchnęła.
- Ale zaraz się zaczną plotki, że robię karierę przez twoje łóżko. Nie zniosę tego już dłużej...
- Są zazdrosne, a wiesz dlaczego? Bo to ty mi się podobasz a nie one. Bo to ty jesteś najpiękniejsza, a nie one. Bo to ty jesteś uzdolniona, a nie one. Tylko czekają, aż  pokażesz, że cię to boli, poddasz się. Udowodnij im wszystkim, a szczególnie Rudej, że masz w dupie ich zdanie.
- Ech... Niech Ci będzie. Tylko pozwoliłbyś mi spakować kilka rzeczy?

~♥~

Weszliśmy do naszego domu. Tak jak myślałem, nikogo nie było.
- Gdzie są wszyscy? - spytała blondynka.
- Lou z Leną w szkole rodzenia, Zayn z Perrie, a Liam z Niallem gdzieś się szlajają po mieście.
- Rozumiem... Zmęczona jestem, gdzie mogłabym się położyć?
- Chodź zaprowadzę Cię do twojego nowego królestwa - zabrałem torbę z ziemi i ruszyliśmy na górę. - Pierwsze drzwi na prawo! - krzyknąłem, a dziewczyna je otworzyła.
- Harry, do cholery, dlaczego tutaj są twoje rzeczy? - spojrzała na mnie wrogo. Wyminąłem ją w drzwiach i ustawiłem torbę obok łóżka.
- Spokojnie, Skarbie zmieścisz się. Nie zdążyłem posprzątać, ale zaraz to ogarnę - zacząłem zbierać ciuchy z podłogi.
- Styles, nie wkurzaj mnie - wysyczała przez zęby.
- No ale przecież łóżko jest duże, zmieścimy się - posłałem jej uśmiech numer pięć.
- Możesz mi kurwa powiedzieć gdzie mam spać?
- Chodź - złapałem ją za rękę, której nie zabrała. - Słodka jesteś jak się złościsz - szepnąłem jej na ucho. Ta tylko pokręciła głową. - To tutaj. Zrobię herbaty i coś do jedzenia, pewnie jesteś głodna - przytaknęła i zostawiłem ją samą. Zszedłem do kuchni, wstawiłem wodę w czajniku. Na stole leżały babeczki. Ech, pewnie Lenie znowu się nudziło - zaśmiałem się w duchu.


~Miśka~

Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i zeszłam na dół. W kuchni Harry nucił sobie pod nosem robiąc herbatę. Odchrząknęłam, zwracając na tym samym na siebie jego uwagę.
- O, właśnie miałem cię wołać, siadaj - tak jak prosił, tak zrobiłam. Chwilę później postawił na stole dwa kubki i talerz muffinek. Poczęstowałam się jedną.
- Pyszne! - zachwycałam się.
- Lenie zdecydowanie zbyt często się nudzi. Co dzień robi jakieś słodkości. Przez nią przytyłem! - odsłonił swój brzuch, robiąc przy tym przerażoną minę. Boże! Jaką on ma rzeźbę! Ech...
- Bez przesady, dobrze wyglądasz - uśmiechnęłam się.
- Za to ty nie bardzo.
- Dzięki, Styles - burknęłam oburzona.
- Mówię, co myślę. Za bardzo schudłaś ostatnio. Wyglądasz jak anorektyczka! Obiecuje ci, że będziesz zdecydowanie więcej jadła. Osobiście tego dopilnuję.
- Mhy... - mruknęłam. Chwilę później usłyszałam trzask otwieranego zamka i skrzypienie drzwi.
- Styles, jesteś! - krzyknał chyba Louis.
- W kuchni - tym razem wydarł się Harry. Do pomieszczenia weszła moja przyjaciółka z narzeczonym. Boże, jak ona cudownie wygląda.
- Lena! - rzuciłam się na nią uradowana. - Ciąża ci służy, wyglądasz BOSKO!
- Miśka, jak ja tęskniłam - równie mocno mnie obejmowała.
- Pamiętasz, że mamy wywiad za godzinę? - zwrócił się Tommo do Loczka.
- Daj mi pięć minut - rzucił i poszedł na górę.

~♥~

Po wyjściu chłopaków zrobiłam coś do picia i usiadłyśmy wygodnie w salonie.
- Opowiadaj, co tam u ciebie - zachęciłam brunetkę.
- Nic ciekawego. Nudzę się całymi dniami, nie mogę nawet posprzątać. Cud, że Lou nie zabronił mi jeszcze gotować. Zwariowałabym chyba - wywróciła oczami.
- Oj, przecież się martwi. To słodkie - uśmiechnełam się.
- Tak, ale tylko do czasu. Mów lepiej co tam u ciebie? Jak tam wyniki badań? W ogóle czemu wylądowałaś w szpitalu? Masz mi tutaj wszystko opowiedzieć dokładnie, jasne? - zaczęło się. Muszę powiedzieć prawdę. W końcu to Lena, wie kiedy kłamię. Zaczęłam wszystko od początku. Dosłownie. W trakcie mojej historii patrzyłam uważnie na twarz przyjaciółki. Widziałam na niej tak różne emocje: smutek, żal, złość, troska...
- Boże, dlaczego mi nic nie mówiłaś? Myślałam, że się przyjaźnimy! – czułam jak w moich oczach pojawiały się łzy. Lena płakała. Dopiero łzy w jej oczach uświadomiły mi jak bardzo ją zraniłam. To było jak nóż w plecy.
- Oczywiście, że się przyjaźnimy!
- Przyjaciółka nie ukrywa takich rzeczy! Dlaczego?! – łzy leciały ciurkiem po moich policzkach. Dobrze, że chłopcy byli na wywiadzie.
- Widziałam jaka byłaś szczęśliwa. Nie chciałam Cię martwić.
- To nie jest wytłumaczenie. Ałł! – krzyknęła nagle i się skuliła.
- Lena?! Boże co się dzieje?! – zaczęłam panikować.
- Wody mi odeszły  – niewiele myśląc zadzwoniłam po pogotowie. Powiedzieli, że za chwilę będą. Już miałam dzwonić do Louisa, gdy nagle drzwi do mieszkania się otworzyły.
- Kochanie, jesteśmy! – usłyszałam głos uradowanego Tomlinsona. – Matko Boska! Co się dzieje?! – pobladł, gdy tylko nas zobaczył.
- Karetka już jedzie. Gdzie jest jej torba z rzeczami do szpitala? – starałam się zachować zimną krew.  – Lena masz oddychać głęboko. Spokojnie będzie dobrze.
- Nie wiem. Jak torba? Przecież to dopiero za miesiąc!
- Przynieś jakieś rzeczy. Piżamę, szczoteczkę do zębów, coś dla maleństwa, ręcznik, szlafrok, bieliznę – patrzył na mnie ze łzami w oczach.
- Ja to załatwię – powiedział opanowany Payne.

~Louis~

Lena została przygotowana do porodu. Leżała na jakimś specjalnym fotelu, przebrana w szpitalną koszule. Stałem tuż obok niej trzymając ja za rękę i wycierając pot z czoła.
- Możemy zaczynać – powiedział lekarz wchodząc do sali. – Proszę przeć na trzy – i zaczęło się. Po dłuższym czasie usłyszałem płacz dziecka. – Gratulacje, mają państwo syna  - w moich oczach pojawiły się łzy. Mam syna! Mam syna! Spojrzałem na moją narzeczoną. Była strasznie wycieńczona ale uśmiechała się do mnie. Nie zwracając uwagi na personel szpitala nachyliłem się i delikatnie pocałowałem.
- Kocham Cię – wyszeptała ledwo słyszalnie i uścisk jej dłoni zaczął słabnąć. Aparatura zaczęła piszczeć.
- Tracimy ją! – usłyszałem i zostałem wypchnięty z sali.


__________________________________________
Heeeej XD
Oficjalnie dzisiaj wracamy do blogowania. Przepraszamy was, że musiałyście na ten rozdział wyjątkowo długo czekać. Będziemy się starały wrócić do cotygodniowego dodawania :)
A btw jak wam się podoba rozdział ? :)

Miłej majówki ! ♥
Jultek Xx